Bariery są tylko w głowie. O przedsiębiorstwach społecznych

– Ty jesteś chyba nienormalny, że nigdy się nie smucisz – śmieje się Majka do Artura. On odpowiada, że nie dołuje się, tylko się wścieka. Chwilę później złość przekuwa w działanie. Nie jest to takie łatwe, bo Artur jest tetraplegikiem, czyli ma sparaliżowane wszystkie kończyny. Majka i Artur pracują razem w przedsiębiorstwie społecznym „Leżę i pracuję”, czyli agencji kreatywnej zatrudniającej osoby sparaliżowane.


Termin przedsiębiorstwo społeczne może budzić zaciekawienie, niedowierzanie i rodzi szereg pytań. Głównym założeniem istnienia takich firm jest prowadzenie działalności gospodarczej, w której nadwyżki zysku przeznacza się na cele społeczne. Jak jednak połączyć cele komercyjne ze społecznymi, chęć osiągnięcia zysku z myśleniem o wykluczonych?! Jak w praktyce wygląda zatrudnianie osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności? Na czym polega misja społeczna takich firm? Byłam ciekawa odpowiedzi, dlatego porozmawiałam z twórcami dwóch biznesów społecznych, w których pracują niepełnosprawni: „Food&Life”, czyli Zapiekanki imbramowskie i krakowskim foodtruckiem oraz wspomnianą, katowicką agencją kreatywną i kampanią społeczną „Leżę i pracuję”.


Dwa w jednym


Przedsiębiorstwa społeczne działają nie dla osiągnięcia zysku finansowego, ale głównie po to, żeby realizować cele społeczne i wdrażać w życie obywatelską inicjatywę. Pojęcie pochodzi z ekonomii społecznej, która, w uproszczeniu, działalność gospodarczą widzi w kontekście społecznym. Tego typu przedsiębiorstwa funkcjonują w oparciu o ustawę o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie (art. 3 ust.1) i koncentrują się na dobru ogółu społeczności, a nie tylko wybranej grupy. Firmy społeczne mogą mieć postać organizacji społecznej, spółdzielni socjalnej, spółek non-profit czy też zakładów aktywności zawodowej. – Nasza firma jest spółką z ograniczoną odpowiedzialnością i zdarza się, że jesteśmy odbierani jako firma do zarabiania pieniędzy dla wspólników. Tymczasem mamy zapisane w statucie, że działamy non-profit, dlatego osiągniętego zysku nie dzielimy pomiędzy wspólników, lecz przeznaczamy go na rozwój przedsiębiorstwa. Aktywizujemy pracowników, organizujemy wspólne wyjścia, żeby mieli coś więcej niż pensję. – wyjaśnia Damian Orlof z Food&Life. Firmy społeczne mają przed sobą wiele wyzwań, bo z jednej strony konkurują na rynku z innymi przedsiębiorstwami, z drugiej – działają w sektorze społecznym, dając pracę osobom wykluczonym i edukując społeczeństwo, biznes, samorządy etc. – Pracownik niepełnosprawny nie będzie tak wydajny jak osoba zdrowa, ale oni są dla nas bardzo ważni i chcemy nagłaśniać to, co robimy oraz pokazywać, że dajemy radę – dodaje Damian Orlof.


Miłość od kuchni


Działania spółki Food&Life stają się coraz bardziej widoczne. Niedawno zdobyła 2. miejsce w kategorii „Debiut roku” w konkursie o Znak Jakości Ekonomii Społecznej i Solidarnej 2019. Przedsiębiorstwo znalazło się także w finale projektu CeriEcon dla Europy Środkowej, w którym prezentowane są najciekawsze innowacje gospodarcze i społeczne. Food&Life, obok 110 innych firm odpowiedzialnych społecznie, weszło również do TOP 11 konkursu The Chivas Venture, który przedstawia przedsiębiorców mających pozytywny wpływ na świat.

Pomaganie innym i miłość do dobrego jedzenia – to były powody założenia Food&Life. Zaczęło się od 4 entuzjastów, spośród których 2 osoby miały doświadczenie w pracy przy projektach społecznych, a 2 pozostałe prowadziły wcześniej foodtruck i zajmowały się eventami. Firma prowadzi Zapiekanki Imbramowskie – stacjonarny punkt gastronomiczny, który znajduje się na Placu Imbramowskim w Krakowie oraz mobilny foodtruck. W punkcie również pracują osoby niepełnosprawne. – Przygotowujemy takie jedzenie, jakie sami chcielibyśmy zjeść – mówi Damian Orlof. – Podstawą naszego menu są zapiekanki przyrządzane na bazie autorskiego pomysłu. Codziennie robimy świeży pieczarkowy farsz, korzystamy z warzyw od lokalnych rolników – objaśnia. „Zapiekanki” serwują także frytki belgijskie oraz dania na zamówienie w zależności od potrzeb, na przykład: jednogarnkowe leczo wegetariańskie czy też menu brytyjskie: tosty angielskie z bekonem.

Zespół „Food&Life” kieruje się zasadą miłości do ludzi i pasją do kuchni, dlatego mobilny foodtruck wędruje tam, gdzie go wypatrują: podczas wakacji obstawia mecze Wisły Kraków, Pikniki Krakowskie, a w każdy czwartek można go spotkać pod biurowcem „Podium” w Krakowie.


Praca? Nie musisz wstawać z łóżka!


Czy istnieje takie miejsce pracy, które zatrudnia osoby bez żadnego doświadczenia zawodowego, które często nie mogą wstać z łóżka? Tak, bo paraliż nie musi oznaczać życia na zasiłku i braku perspektyw zawodowych, życiowych czy towarzyskich. Artur, specjalista ds. marketingu z „Leżę i pracuję”, opowiada o unikalnym modelu działania agencji. – W tym momencie w agencji pracuje 14 osób, w tym 8 jest niepełnosprawnych. Zapraszamy właśnie tych, których nikt nie chce zatrudnić. U nas nie jest to problem, bo pracujemy w systemie „mentor i uczeń”, tzn. niedoświadczony pracownik zostaje wdrożony w pracę pod okiem „nauczyciela”, a cały proces odbywa się zdalnie – mówi Artur, sparaliżowany od szyi w dół. Mężczyzna opowiada, że doskonale sprawdziło się to w dziale copywritingu w firmie i funkcjonuje w pozostałych specjalizacjach.

Agencja ma na koncie projekty dla wielu klientów, w tym obsługę social media dla Ashoki, międzynarodowej organizacji wspierającej innowatorów społecznych. Jeden z ich najlepszych case`ów to praca przy projekcie WzmocniONE, czyli projekcie wspierającym inicjatywy tworzone przez kobiety i dla kobiet. – Dla tego klienta opracowaliśmy strategię komunikacji na kilka miesięcy. Powstał dedykowany profil na Facebooku, na którym znalazły się oryginalne, inspirujące treści oraz kampanie reklamowe. Powstała również oczywiście identyfikacja wizualna WzmocniONYCH – opowiada Artur.

Zgodnie z prawem, niepełnosprawny pracownik ma siedmiogodzinny dzień pracy, jeśli pracuje na pełen etat. W „Leżę i pracuję” można być zatrudnionym również w mniejszym wymiarze godzin, tak jak Artur. Strona internetowa agencji jest bardzo przejrzysta i wzbudza pozytywne uczucia, bo taki właśnie jest zespół „Leżę i pracuję”.

Jego życie zmieniło się po poznaniu Majki, późniejszej CEO agencji. Zaczęło się od remontu w mieszkaniu mężczyzny. Potrzebował pomocy, dlatego poprosił przyjaciółkę o zamieszczenie ogłoszenia na Facebooku. Zgłosiła się Majka, pomogła malować ściany i wysłuchała historii Artura, który przez 20 lat był bezrobotny mimo kompetencji informatycznych. Z myślą o mężczyźnie postanowiła działać: zaczęli od założenia fundacji, w której pracowały 3 osoby, potem zespół rozrósł się do 14 osób. Prawnie funkcjonują od 2016 roku. W portfolio mają wielu klientów, chcą być konkurencyjni na rynku, ale nie ukrywają, że w ich działalności kluczowa jest poprawa jakości życia osób niepełnosprawnych. – Chcemy, żeby klienci przychodzili do nas, bo mamy dobre kompetencje. Tu nie chodzi o jałmużnę – wyjaśnia Artur. – Z jednej strony ludzie czasem się litują nad niepełnosprawnymi, z drugiej robią z nas bohaterów. Odradzam te zachowania, bo jesteśmy zwykłymi ludźmi – przekonuje. – Ja zrobię to samo, co inni, tylko w swoim tempie i na własny sposób.


Godna niepełnosprawność


W Polsce mieszka około 4 milionów osób niepełnosprawnych. Często zmagają się z wyzwaniami niewyobrażalnymi dla zdrowych ludzi. Różnica wynika m. in. z codziennych, zwyczajnych doświadczeń: – Główną przeszkodą są bariery architektoniczne, np. dziura w krawężniku. Sprawny człowiek może tego nie zauważyć, a dla nas to utrudnienie w poruszaniu się – mówi Artur. Firma uczy innych, jak funkcjonuje osoba na wózku, pokazuje, jak to jest wejść w ich buty. – Wiele zdrowych osób ma wypisane na czole pytanie: jak to się stało, dlaczego jesteś niepełnosprawny? Boją się jednak zadać to pytanie. A ja zawsze mówię: lepiej podejść i zapytać. Jeśli chcesz pomóc, to spytaj, jak to zrobić – tłumaczy.

„Leżę i pracuję” to nie tylko agencja, ale również kampania społeczna, której celem jest edukacja społeczeństwa. Firma dociera do szkół, biznesu, otoczenia lokalnego i międzynarodowego, przełamując stereotypy. – Naszym celem jest oczywiście rozwój, obsługa naszych partnerów, ale też aktywizacja niepełnosprawnych i pokazywanie, że się da. Mimo niepełnosprawności, w przyszłym roku jadę do Indii, a znajomi, 2 sparaliżowane osoby skaczą na spadochronie – mówi Artur.

Agencja organizuje szkolenia marketingowe oraz typowo edukacyjne, np. Majka uczy dzieci w szkole, jak bezpiecznie bawić się nad wodą. Część szkoleń dotyczy savoir vivre związanego z niepełnosprawnymi, organizują też akcje pomocowe, dzięki czemu można sfinansować komuś rehabilitację.


Jedzenie oknem świata


„Food&Life” istnieje zaledwie rok, ale wypracowało ciekawe i elastyczne podejście do klientów oraz otoczenia lokalnego. – Jeśli chodzi o foodtruck, to tak naprawdę jesteśmy wszędzie tam, gdzie nas chcą i gdzie potrzebują dobrego jedzenia – śmieje się Damian Orlof. Oprócz „Zapiekanek imbramowskich” i mobilnego foodtrucka, firma zaprasza na wizyty studyjne, podczas których można zobaczyć „od kuchni”, jak funkcjonuje przedsiębiorstwo społeczne, poznać prawne aspekty związane z prowadzeniem tego typu firm, dowiedzieć się nieco więcej na temat savoir-vivre oraz na temat tego, jak pracuje się w Food&Life. Za kulisami biznesu społecznego można też posłuchać różnych historii czy też obalić stereotypy związane z zatrudnianiem niepełnosprawnych.

Druga część nazwy przedsiębiorstwa, „life”, obrazuje pozytywny odbiór społeczeństwa i współpracę z biznesem. – Spotykamy się z bardzo radosnymi reakcjami, wielu ludzi nam kibicuje. Często wygłaszamy prelekcje w różnych instytucjach i dzielimy się naszą wiedzą i doświadczeniem. Najczęściej gościmy na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie i w Stowarzyszeniu Centrum B7 w Nowej Hucie. Pojawialiśmy się w Radiu Kraków, a także w prasie – „Gazecie Krakowskiej”, magazynie „My Company Polska” – mówi Damian Orlof, dodając, że każda wzmianka o przedsiębiorstwie to właśnie „life”, bo w ten sposób udaje się docierać do szerszej społeczności.


Firmy z sensem


„Food&Life” jest jak wulkan pozytywnej energii, który składa się z jedzenia, życia i ogromnej pasji. Najbliższe cele? – Wzmocnienie rozpoznawalności marki nie tylko na terenie Krakowa i Małopolski, ale również w całej Polsce i za granicą. Nasz nadrzędny priorytet to dotarcie z ideą do jak największej liczby odbiorców, żeby nie tylko przekazywać to, co robimy, ale także inspirować do działania – wyjaśnia Damian Orlof. Planów jest sporo: „Food&Life” koncentruje się również na rozwijaniu działalności edukacyjnej oraz na biznesie, zamierzając inwestować w kolejnego foodtrucka. Jedzenie będzie w nim przyrządzane w sposób bardziej przyjazny środowisku. Damian Orlof mówi, że przedsiębiorstwo planuje również otworzenie kolejnych firm w innych branżach, ale sens zawsze pozostanie ten sam: zatrudnianie osób niepełnosprawnych i wykluczonych społecznie.


***


Przedsiębiorstwa społeczne nie tylko sprzedają produkty lub usługi, ale również pogłębiają społeczną świadomość i edukują na temat problemów osób niepełnosprawnych. Korzystają na tym wszyscy: klienci kupują oryginalne produkty lub usługi podane prosto z serca, poprawiając przy tym sytuację osób wykluczonych społecznie. A jeśli niepełnosprawni mogą pracować i nawiązywać towarzyskie kontakty, to taka sytuacja dodaje im skrzydeł.

Ewa Adamska-Cieśla

igimag.pl

oryginalny tekst tutaj