Sprzedają bagietki i belgijskie frytki. Z miłości do ludzi i dobrego jedzenia

Inicjatywa


Karolina Gacal, Krzysztof Kiepura, Damian Orlof i Łukasz Zając są grupą przyjaciół, która postanowiła zmieniać sposób, w jaki na ogół postrzega się osoby z niepełnosprawnościami. Założyli firmę żeby im pomagać. I mają satysfakcję, że nie żyją tylko dla siebie.


Łukasz Zając, wspólnik firmy Food &Life, jest elektronikiem z zawodu; energiczny, zorganizowany, uwielbia gotować oraz odkrywać smaki. Wyszedł na chwilę z foodtrucka ustawionego przed Centrum Kongresowym ICE i opowiada o zawsze gorących i chrupiących frytkach belgijskich. Oraz o zapiekankach. - Na świeżutkich bagietkach pachną pieczarki duszone z cebulką, a wszystko doprawione jest suszonymi warzywami. Na nich kładziemy pierwszorzędny ser, więc po zapieczeniu całość smakuje wybornie. Dziś serwujemy jeszcze leczo wegańskie - mówi. Łukasz, tak jak pozostała trójka udziałowców, połączył w swoim przedsiębiorstwie społecznym pracę z pasją i chęcią pomagania.



Wspólny posiłek


Poznali się latem 2017 r. podczas akcji foodtruckowej organizowanej przez Stowarzyszenie WIOSNA. Karolina i Krzysztof byli tam zatrudnieni, natomiast Łukasz i Damian współpracowali z organizacją jako firma „Zapiekanki Imbramowskie”. Z WIOSNĄ odwiedzali miejscowości na terenie Małopolski i zapraszali na spotkania i wspólny posiłek osoby z niepełnosprawnościami. Okazało się też, że od zwykłej rozmowy przy foodtrucku o tym, jak smakuje przypieczony ser i chrupiąca bułka jest już tylko krok do zaciekawienia rozmówcy poważniejszymi tematami. - Chcieliśmy wyciągnąć osoby, które z powodu niepełnosprawności zamknęły się w domach przekonane, że świat do nich nie należy. Dlatego działał podczas naszych spotkań punkt porad zawodowo-prawnych - wspomina Karolina Gacal. - Byliśmy zaskoczeni, jak szybko ci ludzie byli gotowi zmienić swoje życie. Krzysztof Kiepura, czterdziestolatek z bardzo poważną wadą wzroku, na własnej skórze przekonał się, że nie jest łatwo wrócić - po przerwie - na rynek pracy. A co dopiero zdobyć zajęcie po raz pierwszy. Kiedyś był dziennikarzem radiowym, a gdy po urlopie tacierzyńskim uznał, że pora zacząć coś robić miał wrażenie, że świat po prostu popędził do przodu. Jego koledzy robili kariery, brali kredyty hipoteczne, bo byli wiarygodni dla banku, a on tkwił w małym mieszkanku z dwójką dzieci.



Pomyślał wtedy, że niepełnosprawność go nie usprawiedliwia. Spotykał się z trenerami personalnymi, z doradcami zawodowymi, z psychologami. To wtedy zrozumiał, że bardziej niż radiowcem jest społecznikiem. Że chce pracować z ludźmi i dla ludzi. Trafił do WIOSNY i został specjalistą, bo jeśli chodzi o życie niepełnosprawnych miał własne czterdziestoletnie doświadczenie. Za czasów WIOSNY oboje Karoliną starali się - z pomocą prawników oraz wolontariuszy - rozwiązywać różne problemy bytowe i świadomościowe osób, z niepełnosprawnościami. - W ten sposób motywowaliśmy ich, żeby zabrali się za swoje życie - mówią. Tyle, że akcja, która dopiero się rozkręcała zakończyła się - z przyczyn organizacyjnych - przed czasem. Karola i Krzysztof czuli niedosyt. Przez ostatnich kilka lat brali przecież udział w akcjach charytatywnych, pomagali wykluczonym. Wiedzieli jaka jest ich sytuacja i czego potrzebują. Chcieli tę wiedzę dalej wykorzystywać. - Zdecydowaliśmy, że będziemy pomagać na własną rękę. Namówiliśmy do współpracy dwóch naszych przyjaciół - właśnie Łukasza i Damiana - którzy mieli firmę gastronomiczną i food trucka. Firma społeczna We czwórkę dysponują doświadczeniem z zakresu projektów społecznych, branży gastronomicznej, szkoleniowo-eventowej oraz prowadzenia działalności gospodarczej. Założyli własne przedsiębiorstwo społeczne. - Jego nazwa składa się z dwóch części: - pierwsza, czyli food obejmuje produkcję i sprzedaż jedzenia, a druga - life dotyczy kreowania za pomocą warsztatów i szkoleń zmian w przestrzeni społecznej i biznesowej, które dotyczą osób z niepełnosprawnościami - mówi Krzysztof Kiepura. - Musimy zarabiać i utrzymać się na rynku, tak jak nasi biznesowi konkurenci, ale poprzez naszą działalność staramy się realizować też cele społeczne - dodaje Karolina, prezes spółki.



Tworzą zgrany zespół.


- Umiemy wyznaczyć przestrzeń, w której każdy z nas czuje się dobrze. Wykorzystujemy atuty pracowników i pomagamy sobie nawzajem w oswajaniu wad, które każdy z nas ma. Praca z osobami - zarówno tymi z niepełnosprawnościami, jak i sprawnymi - wymaga cierpliwości, a czasami paru słów prawdy, krytyki. Nie mamy z tym problemu - mówi Łukasz Zając. Działają już czwarty miesiąc, ale czasami wspominają, jak zimą zeszłego roku, szukając różnych możliwości założenia firmy natrafili na stronie Małopolskiego Ośrodka Wspierania Ekonomii Społecznej (MOWES) na informację o konkursie, który zachęcał do założenia Przedsiębiorstwa Społecznego. Ich pomysł idealnie wpisywał się w tę ideę, a doświadczenie i determinacja dawały szansę na sukces. - Na początku - opowiada prezes Karolina - uczestniczyliśmy w szkoleniach. Potem napisaliśmy własny biznesplan. Ludzie z problemami W sierpniu dostali grant na działalność - 100 tysięcy złotych. Przeznaczyli je na rozkręcenie biznesu i przystosowanie foodtrucka. Warunkiem otrzymania pieniędzy było zatrudnienie osoby z niepełnosprawnością. Wnioskowali o pięć takich osób. Muszą teraz to zatrudnienie utrzymać przez dwanaście miesięcy, żeby nie zwracać pieniędzy. Pracują u nich osoby z różnymi niepełnosprawnościami, ale także z problemami prawnymi, finansowymi, mentalnymi, z poczuciem wykluczenia społecznego. - Bywa, że trzeba kogoś takiego wziąć pod rękę i założyć mu konto w banku, nauczyć korzystać z karty bankomatowej, albo zorganizować profesjonalną pomoc prawnika - mówi Krzysztof. Kogoś innego umawia się do fryzjera i pokazuje, jak dbać o dłonie i paznokcie. - Mamy satysfakcję, gdy człowiek, który jeszcze niedawno koczował w garażu, dziś ma mieszkanie socjalne i jest zadbanym facetem, za którym oglądają się kobiety. I o to nam chodzi. O normalność dla ludzi, którzy zostali wykluczeni lub sami się wykluczyli - mówią wspólnicy. Podkreślają, że są spółką z o.o. non profit. To znaczy, że jako udziałowcy nie dzielą między siebie zysków. - Przeznaczamy je na reintegrację społeczną pracowników, organizowanie akcji i ewentualnie inwestowanie w firmę - mówią.



Utrzymują się dzięki food truckowi i barowi „Zapiekanki Imbramowskie”. Są wdzięczni, gdy organizatorzy dużych imprez pozwalają im ustawić food trucka i zwalniają z „postojowego”.- Bez konieczności wnoszenia opłaty stajemy się konkurencyjni dla innych firm, wyrównuje się to, że nasza załoga pracuje wolniej - mówi Krzysztof Kiepura. - W przyszłości chcemy wzmocnić część „life” i udzielać wsparcia doradczo-szkoleniowego dotyczącego zatrudnienia osób z niepełnosprawnościami, sposobu postrzegania ich przez pracodawców i współpracowników - dodaje Karolina Gacal. Na co dzień koordynuje projekty zagraniczne w Wyższej Szkole Europejskiej. W spółce nie bierze pensji. Jedna - jak mówi - jej wystarcza. Każdy z tej czwórki mógłby żyć na własny rachunek. Ale chcą łamać stereotypy dotyczące osób z niepełnosprawnościami. Zauważyli na przykład, że rekruterzy najpierw zwracają uwagę na czyjeś choroby, a nie na motywację i kwalifikacje. Ich zdaniem rekrutacja dla wszystkich ma być jednakowa. A dostosowanie warunków pracy do potrzeb osoby z niepełnosprawnościami powinno być konsekwencją przyjęcia jej do pracy. To wciąż nie jest oczywistością. Wybrali więc działanie nieoczywiste. I wierzą, że mają rację.

dziennikpolski24.pl

oryginał tekstu tutaj